SLT laserowe leczenie jaskry

  • pila08.JPG
  • S6300674.JPG
  • oct1.JPG
  • pila04.JPG
  • pila07.JPG
  • 010.JPG
  • stom2.jpg
  • Scan0001.jpg
  • Scan0003.jpg
  • pila26.JPG

Misja medyczna w Angoli 6.02.2025 – 22.02.2025


Wiele lat temu złożyłem w Fundacji Redemptoris Missio CV , deklarując chęć wyjazdu na misję do Afryki. Dostałem wówczas propozycję misji do Republiki Środkowej Afryki . Ponieważ trwała tam wojna nie decydowałem się na wyjazd . Na początku stycznia 2025 dostałem maila z Fundacji z zapytaniem czy nadal jestem zainteresowany wyjazdem na misję . Okazało się , że szukają okulisty , który przeprowadziłby badania kwalifikacyjne pod kątem zaćmy , przed planowanym wyjazdem chirurgów . Pomysł wydał mi się szalony , zwłaszcza , że termin był na początek lutego /2 tygodnie /. Po namyśle zdecydowałem : jak nie teraz , to nigdy . Jadę !!!. Zaczął się szalony czas . Trzeba było zmodyfikować plan pracy , wykonać szczepienia i przygotować się logistycznie do wyjazdu . Udało się i 6 lutego wyleciałem do Luandy przez Berlin i Frankfurt.

1- szy dzień w Afryce

Lot z Frankfurtu trwał 8,5 godziny . Mimo moich obaw wszystko przebiegło nadzwyczaj sprawnie i 7 lutego rano wylądowałem w Luandzie . Przywitał mnie ks. Edward . Misjonarz , który od ponad 20 lat przebywa w Angoli . Miał on być moim przewodnikiem i opiekunem w nieznanym kraju . Pojechaliśmy do Parafii pw. Chrystusa Króla w Luandzie . Był to pierwszy przystanek w mojej afrykańskiej przygodzie . Tam odpocząłem , posiliłem się , poznałem miejscową ,,załogę „ a także sprawdziłem lampę szczelinową , którą przywiozłem w bagażu , a która miała być moim podstawowym narzędziem pracy .

2gi dzień misji :

W towarzystwie polskich sióstr misjonarek : Basi , Marii i Sylwestry pojechałem zwiedzać okolicę . Wszystko co zobaczyłem było dla mnie fascynujące . Samo miasto Luanda , krajobrazy , ludzie na ulicach i tutejsza roślinność . Zobaczyłem tzw: ,, księżycowy krajobraz miradouro da lua /. To miejsce oddalone kilkadziesiąt kilometrów od Luandy , gdzie Atlantyk cofnął się , odsłaniając wyrzeźbione skały . Widok zapierał dech w piersiach. .

3-ci dzień misji

No i zaczęło się . Ks. Edward spakował samochód i wyjechaliśmy w naszą podróż . W planie mieliśmy przemierzyć całą Angolę w poprzek z Luandy do miejscowości Dundo na północnym wschodzie . Trasa liczyła ok. 1300 km . Po drodze mieliśmy zatrzymywać się w ośrodkach misyjnych , gdzie umówieni pacjenci czekali na badania . Pierwszy etap ok 400 km zakończył się wieczorem. Dojechaliśmy do Caculamy . Po drodze zobaczyłem jedną z największych atrakcji Angoli – wodospady Calandula . W ośrodku pierwsze zaskoczenie. Brak prądu , bieżącej wody , o internet nawet nie wypadało pytać . Szkoła przetrwania . Na szczęście był agregat , więc na 3 godziny włączono prąd . Mogłem uzupełnić zapas prądu w telefonie i power banku . Spędziłem też pierwszą noc pod moskitierą . Komarów na szczęście nie było , ale Muga / repelent odstraszający komary/ lał się obficie .

Dzień 4 -ty:

Dziś pierwszy dzień pracy . Po śniadaniu wyruszyliśmy do Malanje . To miasto położone ok 20 km od naszej bazy . Przygotowaliśmy stanowisko pracy , przebadałem ok. 70 pacjentów , z tego ok. 20 zakwalifikowałem do zabiegu . Dzięki mojemu asystentowi i tłumaczowi / ks. Edward/ wszystko przebiegło sprawnie . Powiem szczerze , byłem zaskoczony dobrą organizacją . Zmęczeni , ale zadowoleni wróciliśmy do Caculamy .

Dzień 5-ty

Plan był taki . Po śniadaniu o 8 wyjeżdżamy w trasę , znowu ok. 400 km. Zabieramy 300 kg fasoli dla potrzebujących . Im dalej od stolicy , tym wieksza bieda . Plan planem , a życie sobie . Najpierw okazało się , że mamy wyciek oleju . Ks. Edward „ człowiek orkiestra” wszedł pod samochód , odkręcił i przeczyścił filtr i wszystko działa . Ale to dopiero początek naszych kłopotów. W jednym kole było mało powietrza . Trzeba było znaleźć wulkanizatora , którego zakład wyposażony jest w agregat prądotwórczy / w Caculamie nie ma prądu z sieci /. Uf , udało się . O godzinie 10 wyruszyliśmy w dalszą drogę . Po ok 1 km wystrzeliła nam opona . Wulkanizator za mocno napompował koło . Wymiana na zapas i znowu 2 godz. w plecy . Ok 11 wyruszyliśmy dalej z nadzieją , że limit pecha został wyczerpany . Ok 17 dotarliśmy do Cacolo . To misja prowadzona przez Polaka ks. Krzysztofa / ponad 30 lat w Angoli/. Tam już od kilku godzin / byliśmy przecież spóźnieni/ czekali na nas pacjenci . Po krótkim posiłku i przygotowaniu „ gabinetu ‘’zaczęliśmy pracę . Tym razem asystował mi ks. Krzysztof . Przebadaliśmy ok. 60 pacjentów . Ok godz 20 skończyliśmy i po kolacji padłem na swoje łóżko . Nie pamiętam jak i kiedy zasnąłem . Zapamiętałem tylko smak świeżych ananasów do kolacji . Chyba tak soczystych jeszcze nie jadłem . Aha , fasola dowieziona i przekazana .

Relacja dzień 6.

Rano podróż 180km , na szczęście bez wczorajszych przygód. Dotarliśmy do Saurimo na 11 . Przygotowanie „gabinetu „ , badania , potem obiad , potem znowu badania i skończyliśmy ok 15. Nie przepracowałem się , było ok 40 osób. W trakcie zerwała się burza tropikalna i zmoczeni dotarliśmy na miejsce dzisiejszego odpoczynku. Okazało się , że śpimy w siedzibie biskupa . A ja dostałem chyba jego pokój. Było więc jakby luksusowo , choć nie ma prądu ( mam nadzieję,że tymczasowo) . A deszcz nadal lał . Woda płynęła ulicami . Ale my byliśmy bezpieczni. Tylko walizki w samochodzie czekają na koniec burzy .

Relacja dzień 7

Rano , po śniadaniu pojechaliśmy do ośrodka dla dzieci prowadzonego przez znajomą ks. Edwarda , polską zakonnicę , siostrę Elżbietę. Stworzyła go od podstaw .Zwróciłem uwagę na czystość i porządek. To rzeczy , które w Angoli nie są oczywiste . .Obejrzałem i posłuchałem śpiewu dzieci ,dostałem pamiątkową laurkę . Potem wypiliśmy kawę / tzn. my nie dzieci/ i ruszyliśmy w drogę do Dundo /trasa ok 400 km/. Ciągle padało. Ks. Edward mówi, że stracimy zasięg internetowy. Z ciekawostek widziałem / niestety z daleka / kopalnię diamentów. Angola jest jednym z większych , o ile nie największym producentem diamentów w świecie .Po drodze spotykaliśmy coraz większą biedę ,domy z gliny i bambusa , kobiety sprzedające owoce i wodę na poboczu drogi . Dramat . Widziałem też na żywo kopce termitów i rosnące w naturze drzewa bambusowe . Dziś też jadłem przysmak angolski , orzeszki ziemne ,ale o dziwo ugotowane . Wieczorem dotarliśmy do Dundo.

Relacja dzień 8 .

Ośrodek misyjny w Dundo to miejsce domowe ks. Edwarda .Jest tu / a w zasadzie był , ponieważ właśnie awansował na sekretarza Nuncjatury w Luandzie – gratulacje/ szefem . Było pracowicie. Co prawda z zapowiadanych 100 zgłosiło się około tylko 80 pacjentów, ale i tak było co robić. Potem obiad i chwila odpoczynku. Po południu razem z ks. Edwardem ruszyliśmy zwiedzać Dundo. Obejrzałam elektrownię wodną zasilającą miasto. Odwiedziłem też domy dla dziewcząt i chłopców, którymi administruje ks. Edward. Jadąc ulicami miasta z przygnębieniem patrzyłem na powszechną biedę. I jak by tego było mało to jeszcze Iga przegrała mecz . Chyba zdajecie sobie sprawę jaki ogarnął mnie nastrój. Ale dosyć biadolenia . Jutro ruszamy w drogę powrotną. Mamy jeszcze ponownie zatrzymać się u ks. Krzysztofa w Cacolo . A potem już do Luandy , gdzie czeka mnie ostatni , ale za to 3 dniowy etap.

Relacja dzień 9

W zasadzie nic ciekawego . Mieliśmy rano wyjechać z Dundo do Cacolo . Ks. Edward postanowił jeszcze wymienić opony na nowe w naszym land cruiser / pamiętacie nasze przygody z oponą / . A w całym mieście nie było prądu. Musiał znaleźć zakład wyposażony w generator. Tak więc dopiero o 13 wyjechaliśmy. Ale za to mogłem sobie odpocząć. Droga przepiękna, wśród sawanny. Dojechaliśmy po zachodzie słońca . Wieczorem kolacja z ks. Krzysztofem połączona z degustacją wina mszalnego. Chyba przesadziłem , bo rano bolała mnie głowa.

Relacja dzień 10

Niedziela zaczęła się mszą odprawioną przez ks. Krzysztofa . Pomijając aspekt religijny / mówili po portugalsku , więc nic nie zrozumiałem / było to niesamowite przeżycie . Śpiewy z bogatą choreografią . Ks. Krzysztof przedstawił mnie , opowiedział po co i skąd przyjechałem . Musiałem wstać i pokazać się . Poczułem się jak gwiazda TV . Potem obiad i wyruszyliśmy w dalszą drogę . Znowu niesamowite widoki i przejechane ok 400 km . Wieczorem dotarliśmy do Cacuolo . Kolacja z misjonarzami i sen.

Relacja dzień 11

Był to chyba najtrudniejszy dzień mojej misji . Zaczęło się typowo . Śniadanie z misjonarzami , potem badania dodatkowych pacjentów w Malanje i około południa dostaliśmy informację z Fundacji , że jeden z chirurgów rozchorował się i nie przyjedzie . Zaraz potem padła propozycja , żebym ja został dłużej . Po rozważeniu wszystkich za i przeciw musiałem zrobić coś , czego nienawidzę tzn. odmówiłem . Próbowałem jeszcze poszukać kogoś , kto zdecydowałby się na przyjazd do Angoli w trybie awaryjnym , wysłałem 10 wiadomości , niestety nie dostałem żadnej odpowiedzi . Szczerze mówiąc wcale mnie to nie zdziwiło . Gdybym dostał sms z angolskiego numeru / miałem angolską kartę SIM/ to uznałbym to zapewne za oszustwo . Tak czy siak , po zakończeniu badań wyruszyliśmy w drogę powrotną do Luandy /400 km /. Za namową ks. Edwarda zboczyliśmy trochę z drogi , żeby obejrzeć Pedras Negras / czyli czarne skały/.Jest to niezwykłe i zachwycające miejsce . Nagle na sawannie wyrastają wysokie góry . Jest to chyba najpiękniejsze miejsce jakie widziałem w Angoli . Po tych doznaniach estetycznych kontynuowaliśmy podróż . Wszystko przebiegało dobrze do 18.30 kiedy zapadł zmrok . Wówczas zaczął się horror na drodze . Nie wiem czy można nazwać drogą to , po czym przyszło nam jechać . Dziura na dziurze , niektóre o głębokości nawet 30-40 cm i szerokości 1 m. A do tego piesi idący po obu stronach drogi w kompletnym chaosie , niewidoczni / o odblaskach tu chyba nikt nie słyszał / i do tego sami czarni / wcale nie jestem rasistą/. Jakby tego było mało to samochody z przeciwka albo oślepiały długimi światłami , albo wręcz przeciwnie jechały bez świateł . Istny armagedon . Tylko wielkim umiejętnościom ks. Edwarda mogę zawdzięczać to , że dojechaliśmy cali i zdrowi do naszego miejsca docelowego czyli Kifandongo pod Luandą . Jest to ośrodek misyjny , który będzie naszym domem przez kilka najbliższych dni , do końca mojego pobytu . Tam też będą odbywały się zabiegi operacyjne .

Relacja dzień 12

Dziś było nudno . Ale po ostatnich przeżyciach taki dzień był mi potrzebny . Rano badania , potem obiad i krótki odpoczynek . Wilgotność taka , że po 4 godzinach pracy koszulę można wykręcać . Po południu znowu badania , w sumie około 70 osób . Tym razem moimi asystentkami była poznana w pierwszym dniu siostra Maria oraz Ana , brazylijska lekarka będąca na stażu w tutejszej misji . Skończyłem o 17 i z przyjemnością poleżałem do kolacji nie robiąc nic !!! A nie mówiłem , że nuda .

Relacja dzień 13

Powoli moja misja dobiega końca . Dziś był ostatni dzień mojej pracy . Podobnie jak wczoraj przyjąłem ok. 70 pacjentów . Przypomniały mi się czasy , kiedy pracowałem na NFZ . Podobne ilości . Nadszedł czas podsumowań . Jak policzył ks. Edward przez ostatni tydzień wykonałem 417 konsultacji . 156 pacjentów zakwalifikowałem do operacji zaćmy . Jutro przylatuje z Polski osłabiona ekipa operująca / niestety choroba dopadła jednego z operatorów/. Mam nadzieję , że będą zadowoleni z efektów mojej pracy . W każdym razie starałem się zrobić to jak najlepiej . Poziom zmęczenia 3 , poziom satysfakcji 10 / w 10 stopniowej skali /. Obrigado / to dziękuję po portugalsku/. Po powrocie idę na kurs portugalskiego .

Relacja 14 dzień misji.

Minął 14 dzień misji . Dziś nie było już pracy. Rano z ks. Edwardem pojechaliśmy po drugą część ekipy. Nie mieli tyle szczęścia co ja . Najpierw okazało się że zaginęła część bagażu , potem zostali poddani szczegółowej kontroli. Całość trwała ok 4 godz. O 13 wróciliśmy do Kifandongo . Był czas na posiłek i odpoczynek . Po obiedzie wykonaliśmy rekonesans przychodni pod kątem przygotowania do zabiegów. Wieczorem zaś zjedliśmy kolację powitalno-pożegnalną w miłej atmosferze.

Relacja 15 dzień

No to koniec misji. Dzisiaj wieczorem wylatuję do domu . Nadszedł czas podziękowań i podsumowań. Był to niezwykły czas w moim życiu. Poznałem wielu wspaniałych ludzi ,przemierzając setki kilometrów Angoli /ponad 2500km/ . Widziałem wiele rzeczy o których jeszcze miesiąc temu nie miałem pojęcia. Angola urzekła mnie pięknem przyrody , krajobrazami i otwartością ludzi. O ile pozwoli zdrowie i inne okoliczności będę chciał tu wrócić. Zdaję sobie sprawę, że nie naprawię świata, ale mogę dołożyć swoją cegiełkę, żeby był trochę lepszy , a ludzie mniej cierpieli . I w końcu podziękowania . Przede wszystkim dla ks. Edwarda , mojego opiekuna i przewodnika po Afryce . Każdego dnia czerpałem z Jego wiedzy i doświadczenia. Dziękuję mojej Żonie za wsparcie i wyrozumiałość w podjęciu tej szalonej decyzji. Dziękuję Dagnie i Justynie z Redemptoris Missio , że umożliwiły mi tą przygodę. Ekipie operatorów życzę powodzenia i siły w tym pięknym wysiłku. Nie będę już Was zanudzał swoimi relacjami . Do zobaczenia w Polsce. Pozdrawiam. Wasz tymczasowy misjonarz ????

Galeria

MEDICUS s.c. M.K.Łukasiewicz
Niepubliczny Zakład Opieki Zdrowotnej
www.medicus.pila.pl
ul.Śródmiejska 16 64-920 Piła
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
tel. 67 351 60 44
kom. 668 833 044